Małgosia Wadowska-Strzelecka
Małgosia Samosia
Małgosia Wadowska-Strzelecka z domu Jachowicz pisze, ponieważ widzi radość na twarzach ludzi, którzy odnajdują cząstkę siebie w jej wierszach. Wychowała się w domu z tradycjami, pełnym sztuki i kultury. Śmieje się, że wzięła się na świecie przez przewrót w 1956 roku. Jak sama mówi, w domu rodzinnym rządziło malarstwo, muzyka i książki. Dorastała wśród dwóch dużo starszych braci, zrozumiałe więc, że jako dziecko była „chłopaczarą” z pięknymi, długimi warkoczami, które tylko za nią furgały, gdy biegała po drzewach i dachach. Ojciec – grający na pianinie i klarnecie, pułkownik Straży Pożarnej, plutonowy III Batalionu 31 Pułku Strzelców Kaniowskich, żołnierz AK, oraz jeden z braci pięknie grający na domowym pianinie, otworzyli jej drzwi do świata muzyki. Latem. Przed burzą, w wietrze i szumie targanych wiatrem gałęzi drzew słyszała muzykę. Wybiegała na dwór i dyrygowała wyimaginowaną orkiestrą. Dorosłe życie trochę ją pokłuło…..Prawdziwą miłość i bratnią duszę odnalazła w drugim mężu. Ceni jego wrażliwość emocjonalną i intelektualną. Dziś nadal wrażliwa i dzięki niemu silna, chociaż nie należy do osób przebojowych. Bardziej odpowiada jej rola obserwatora. Ubiera się swobodnie i stonowanie. Nie dla niej krzykliwe kolekcje. W ubiorze podkreśla swoją indywidualność. Docenia klasykę. Rozmawiając z Małgosią wyczuwa się dobro i życiową mądrość. Wykonywała w życiu kilka zawodów. Była nauczycielką, bibliotekarką. Ostatnie 12 lat z satysfakcją przepracowała jako handlowiec, w marketingu i reklamie w jednej ze znanych łódzkich firm. Ceni sobie ten dobry czas ze względu na ludzi, których tam poznała. Znajomy z pracy poprosił ją, żeby napisała teksty do mającej powstać bluesowej płyty, którą pewien łódzki zespół muzyczny chce wydać. Teksty powstały, zostały zaakceptowane, lecz nigdy nie usłyszała żadnej z powstałych piosenek…..Małgosia pisała od zawsze – tak dla siebie. Któregoś dnia mąż, który zawsze jej dopingował, wraz z synem i przyjaciółmi, postanowił zrobić jej niespodziankę i wydać tomik jej wierszy. Tak powstał pierwszy tomik ” Leniwe blues”. Reakcje na niego były wzruszające ale i zabawne.Pewna znana malarka powiedziała, że czytając jej wiersze odbierała je kolorami. Wzruszona sąsiadka przytuliła się do niej, mówiąc, że w wierszach odnalazła siebie. Bawiło, gdy jeden z sąsiadów zdziwiony zadał pytanie „to ty książki piszesz?”
Swój tomik rozdała bliższym i dalszym znajomym. Pieniądze nigdy nie były dla niej wartością samą w sobie. Największą radość czuje, gdy ludzie mówią, że w jej wierszach odnajdują cząstkę siebie. Wierzy, że w ten sposób pobudza zanikającą w nich wrażliwość, zachęca do czytania, bo ciągle warto to robić.
Dziś ma 67 lat. Nadal uczy się asertywności, a o emocjach mówi prosto, bo nie ma tu miejsca na zawiłe frazy. Jest spełnioną żoną i matką.
Codziennie o poranku – uśmiecha się do siebie i mówi – hej życie, jestem
Już niebawem ukaże się jej drugi tomik wierszy zatytułowany „Robinsonada”
Oto jego fragment:
Życie nasze jedna chwila
Tak, jak gwiazda z nieba spada
Jak ruch skrzydeł u motyla
Robinsonady autostrada…
Według Małgosi najważniejsze w życiu, które coraz bardziej przypomina Matrix, jest nie zatracić wrażliwości na drugiego człowieka.